czwartek, 26 lutego 2015

Karczma Leśniczanka Wielbark - Kuchenne Rewolucje

W miniony weekend razem z mężem odwiedziliśmy Olsztyn. Wizyta w sprawach rowerowych nie mogła jednak nie zahaczyć o sprawy kulinarne (to już chyba u nas tradycja, że szukamy fajnego miejsca, aby zjeść coś dobrego). Poszukiwania zaczęłam dzień wcześniej...z kilku sugerowanych miejsc wybraliśmy oddaloną o kilkadziesiąt kilometrów od Olsztyna (czego się nie robi dla dobrego jedzonka) Karczmę Leśniczanka, która jakiś czas temu przeszła Kuchenne Rewolucje. Statystycznie rzecz ujmując miejsca po Kuchennych Rewolucjach raczej się sprawdzają - na korzyść wybranej Karczmy przemawiała serwowana dziczyzna, którą uwielbiam.

Mimo późnej pory, po wspaniałym dniu w Olsztynie, postanowiliśmy nadrobić te "kilka" kilometrów. BYŁO WARTO! 





Karczma Leśniczanka to moje dotychczasowe odkrycie kulinarne roku. A dlaczego? Nie tylko za sprawą fantastycznego jedzenia - ale także przemiłej obsługi, klimatu, chęci zadbania o klienta. Wszystko na plus. Jak widzicie - miejsce pochwaliłam już na samym początku (nie mogąc się powstrzymać), więc już wiecie, że je polecam i przy najbliższej okazji będąc w tamtych okolicach koniecznie musicie się tam zjawić. Jednak co zjeść? Co wybrać z leśnego, mazurskiego menu? 

Zdecydowanym numerem jeden była dla nas zupa z dziczyzny - nie tylko jej smak jest nie do opisania, ale także ilość dziczyzny w postaci małych klopsików - w zasadzie śmiało można stwierdzić, że nie jest to zupa, a klopsiki z dziczyzny zalane zupą :) Zdecydowanie polecamy! Coś wspaniałego. 


(widzicie tę górę klopsików?)

Miłośników ryb polecamy zupę rybną - z już nieco mniejszą ilością ryby w środku, ale bardzo smaczną, dobrze doprawioną ( jedyna mała uwaga do kuchni - zupa jest podawana baaaardzo gorąca - nieco ucierpiało moje podniebienie, ale to drobiazg - przeżyłam ;) ).


Z szeregu wspaniałych propozycji dań głównych wybraliśmy placek ziemniaczany z sarniną i gołąbki z jelenia. Oba dania niesamowicie smaczne - porcje słuszne do tego stopnia, że o deserze nie było mowy, żeby nie powiedzieć, że ledwo wstaliśmy od stołu, a i tak nie udało nam sie zostawić zupełnie pustych talerzy - no nie dało się, choć bardzo chcieliśmy!



W Karczmie znajdziecie sklepik z domowymi wyrobami - między innymi nalewkami. Na miejscu do wyboru jest szereg regionalnych piw Browaru Kormoran. 

Jeśli mieliście jeszcze jakieś wątpliwości, gdzie zjeść w drodze na Mazury - mam nadzieję, że je rozwiałam!

Zobaczyć co na Was tam czeka możecie już dziś TUTAJ


czwartek, 19 lutego 2015

Piwnica Łódzka

Piwnica Łódzka to miejsce, do którego wybierałam się już dawno. I dotrzeć, jak to w życiu bywa, nie mogłam. W miniony weekend w końcu nadrobiłam zaległości - i szczerze mówiąc - żałuję, że tak późno. Za łódzkimi smakami zatęskniłam już po przeczytaniu "Lornety z meduzą" czy też "Fifki i żulika". Tak mało wokół nas zostało kuchni łódzkiej...coraz mniej zalewajki, coraz mniej prażoków...choć to takie typowe łódzkie potrawy, to mi w pamięci zapadły zupełnie inne smaki. Nie zapomnę, gdy w latach '90 przyjeżdżając z rodzicami do Łodzi, nie mogliśmy ominąć Centralu, sklepu Społem (który o dziwo do dziś wygląda całkiem podobnie!)...We wspomnianym Centralu obowiazkowo kupowaliśmy kaszankę, pumpernikiel i maślankę owocową (taką naprawdę owocową, smaczną, bez sztucznych dodatków). Ehhh to były czasy :) Ale wróćmy do Piwnicy...




Piwnica Łódzka mieszcząca się przy Sienkiewicza, to kameralne, klimatyczne i spokojne wnętrze, gdzie nie tylko dobrze zjemy, ale też odpoczniemy od miejskiego zgiełku. Niech Was nie zrazi ta "piwnica" - miejsce naprawdę jest przesympatyczne. Podobnie jak obsługa. 

W menu znajdziemy kilka klasyków restauracyjnych, ale przede wszystkim łódzkie przysmaki - zalewajkę, prażoki, knedle, lepioszka, śledzie pod różną postacią i zupę rakową!! (PRAWDZIWY EWENEMENT!). Nie zabrakło też czerniny ( choć polemizowałabym z jej łódzkością - jako rodowita kujawianka, będę bronić praw do czerniny ;) ). Ceny i porcje bardzo przystępne.



Jako miłośniczka śledzi - nie mogłam przejść obojętnie obok zupy śledziowej. Po kilku minutach oczekiwania moim oczom ukazała się całkiem spora porcja zupy...śledziowej...z cebulką i pysznymi ziemniakami. Smak boski! (no może pomarudziłabym nad słonością śledzi, które można by lekko wymoczyć jednak...) ;) Ale to nie zmienia faktu, że zupa - pyszna! (Panie Sebastianie - ukłony!)


Na mężowej połowie stołu (choć kto nas zna ten wie, że stół i talerze są wspólne) - zagościła babka ziemniaczana z sosem grzybowym - tu podobnie jak w przypadku czerniny kłóciłabym się z regionalizacją dania, ale co mi tam...liczy się smak! Babka - bardzo delikatna, czysto ziemniaczana, w przeciwieństwie do babki z kresów. Jednak wspaniale całości smaku dopełnił sos grzybowy. Nie dajcie się zmylić zdjęciom - porcję są naprawdę adekwatne do ceny i tego co nasze brzuszki potrafią :)


Jako danie główne wybrałam pierogi z gęsiną - wyśmienite, pełne farszu pierogi o cienkim cieście, z dodatkiem słodkich wiśni w syropie - w pełni spełniły moje wymagania. I do tego truskawki zimą...:) Można poczuć wiosnę.


Prażoki - tego dania chyba nie trzeba reklamować za nadto - porcja i wartość energetyczna zdecydowanie męska, za to kapusta zasmażana...proszę ściągnąć mnie na ziemię, bo odleciałam w niebiosa! Coś wspaniałego! Brawa!


Na deser, jak się możecie domyślać, odważył się tylko mój mąż - lody z dodatkiem sera koziego - nie powaliły  - ale były bardzo smaczne. Wszystkie dodatki zostały dobrane bardzo staranie...może poza ceną - 19zł za jedną gałkę lodów, nawet jeśli reklamowanych hasłem "ser kozi", wydało się wygórowaną ceną. Ale to oferta Walentynkowa - w takiej można wszystko (wybaczyć) ;)



Do Piwnicy wrócę na pewno - chociażby na rakową - którą nie wiem jakim cudem, przeoczyłam, czy tez na czerninę. Uwielbiam testować czerninę w innym wydaniu, niż ta domowa mojej mamy. Knedle serwowane na stoliku obok - również przykuły moją uwagę. 

Krótko mówiąc Piwnica Łódzka, to na pewno miejsce, które warto polecić na łódzkiej kulinarnej mapie. Szczególne gratulacje za pomysły i smaki dla Szefa Kuchni - Sebastiana Spychały - dziękujemy!!

środa, 18 lutego 2015

Ziarniste naleśniki zapiekane pod beszamelem, z kaszą gryczaną, mięsem mielonym i warzywami

Kasze zaczęłam odkrywać na nowo kilka lat temu. W dzieciństwie nie byłam wielką orędowniczką obiadów z kaszami - zwłaszcza, że w domu królowała gryczana, za którą delikatnie mówiąc nie przepadałam. Trend populizowania kasz w ostatnich czasach sprawił, że zaczęłam częściej po nie sięgać. Kulminacja nastąpiła po wizycie w Dobrej Kaszy Naszej w Zakopanem (więcej tutaj ). Dziś w mojej kuchni znajdziecie wszystkie rodzaje kasz - gryczaną, jęczmienną, pęczak, gryczaną prażoną i jasną, kuskus, jaglaną... Proponowana zapiekanka jest czasochłonna - nie da się ukryć :) jednak warto poświęcić ten czas :)




Składniki:

500g mięsa mielonego
1 woreczek kaszy gryczanej
1 cebula
1 marchew
1 puszka krojonych pomidorów
1 jajko
mleko
mąka ziarnista (u mnie trzy ziarna Lubella - możecie użyć innej, nawet pszennej i zrobić klasyczne naleśniki)
sól
pieprz
cukier
2 garście natki pietruszki
2 łyżki masła
mąka
mleko
gałka muszkatołowa
sól


Na samym początku gotujemy kaszę gryczaną według przepisu na opakowaniu. 

Przygotowanie naleśników to u mnie zawsze czarowanie - zawsze na oko - ale spokojnie :) Wam też się uda. Potrzebujecie miskę i mikser. Do miski wlewacie...dajmy na to...niepełne dwie szklanki mleka. Wbijacie jajko. I wsypujecie odrobinę mąki na początek - miksujecie do gładkiej masy stopniowo dosypując mąkę, aż uzyskacie nieco gęstsze niż samo mleko, lejące się strużką ciasto. Na końcu wsypujemy sporą szczyptę soli. Naleśniki smażymy na dobrze rozgrzanej, dużej patelni z odrobiną oleju (użyłam zwykłego, słonecznikowego). Ilość naleśników, którą uzyskacie zależy od ilości przygotowanego ciasta oraz porcji ciasta wylewanego na patelnię (aby uzyskać jednakowe naleśniki możecie użyć łyżki wazowej do odmierzania porcji ciasta). Ja usmażyłam pięć sztuk - jest to wystarczająca ilość do tej zapiekanki. Wszystko zależy też od wielkości naczynia :)

Gdy usmażymy naleśniki na tej samej patelni podsmażamy na oleju cebulę posiekaną w kostkę oraz marchew startą na tarce na grubych oczkach. Gdy cebula i marchew zmięknie dodajemy pokrojony ząbek czosnku a po chwili mięso mielone. Smażymy całość do momentu aż mięso będzie całkowicie wysmażone. Dodajemy pomidory. Doprawiamy solą, pieprzem i jeśli to konieczne szczyptą cukru. Przyznaję się - bez bicia - że dodałam kilka kropel Maggi :) Mieszamy z ugotowaną kaszą gryczaną i posiekaną natką pietruszki. 

Przygotowujemy sos beszamelowy - rozpuszczamy 2 łyżki masła, dodajemy, 2 łyżki mąki - zestawiamy z ognia i wlewamy mleko, aż do uzyskania gładkiej konsystencji. Stawiamy ponownie na ogniu i czekamy ciągle mieszając, aż sos zgęstnieje - wówczas dodatkiem mleka regulujemy jego konsystencje. Doprawiamy solą i gałką muszkatołową. 

Na naleśniki nakładamy farsz i rolujemy. Ruloniki układamy w naczyniu żaroodpornym. Posypujemy startym żółtym serem, polewamy beszamelem i zapiekamy w 180C przez około 15 minut - aż beszamel się lekko zarumieni. 








Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...